Aktualności

Psychologiczne zachowania w czasie pandemii - rozmowa z prof. Tomaszem Grzybem w zasobach AZON 2.0

Od czego zależy to, jak postrzegamy pandemię. Czy wierzymy w istnienie wirusa i jak zmieniało się nasze spojrzenie na pandemię – wyjaśnia prof. Tomasz Grzyb z Uniwersytetu SWPS we Wrocławiu.

Prof. Tomasz Grzyb pracuje na Wydziale Psychologii Uniwersytetu SWPS we Wrocławiu. Zajmuje się psychologią wpływu społecznego, metodologią badań psychologicznych, marketingiem i nowymi technologiami. Prowadzi szkolenia w dziedzinie psychologii społecznej, manipulacji i perswazji. Od 2013 roku kształci oficerów NATO i krajów stowarzyszonych w zakresie technik wpływu społecznego.


Rozmowa została przeprowadzona w lutym 2021 roku w Akademickim Radiu LUZ i została zdeponowana na platformie AZON ( https://zasobynauki.pl/zasoby/psychologiczne-zachowania-w-czasie-pandemii-rozmowa-z-prof-tomaszem-grzybem-z-uniwersytetu-swps,55571/ ).


Agnieszka Barbach, Radio LUZ: - Od czego zależy to, jak postrzegamy pandemię i czy dostosowujemy się do zaleceń?


Prof. Tomasz Grzyb: - Pandemia sama z siebie nie wprowadza wiele nowego, ona po prostu testuje nasze wcześniejsze postawy. Zatem, jeżeli mieliśmy do czynienia z kimś, kto miał skłonność do wiary w różnego rodzaju teorie spiskowe, np. był przekonany o grupie trzymającej władzę i rządzącej światem, obojętnie czy to była Grupa Bilderberg czy Reptilianie, czy ktokolwiek inny, to teraz dużo łatwiej będzie mu uwierzyć w to, że pandemia jest sposobem wszechświatowego rządu na wprowadzenie 5G pod każdą szerokością geograficzną. Albo, że jest narzędziem, które ma testować nasze zdolności do poddawania się różnego rodzaju promieniowaniu itd.
Różnego rodzaju spiskowych koncepcji, związanych z pandemią, jest naprawdę wiele. A zatem jeśli ktoś wcześniej tego rodzaju tendencje wykazywał, to i teraz będzie mu łatwiej w takie rzeczy uwierzyć. Z kolei jeśli mieliśmy do czynienia z osobą o skłonnościach hipochondrycznych, która była skłonna do wykonywania różnego rodzaju procedur paramedycznych, typu wezmę specjalne pigułki reklamowane w telewizji, które czyszczą krew, czyszczą mocz, ogólnie wzmacniają organizm, to oczywiście taka osoba będzie w stanie uwierzyć w rozmaite sposoby zachęcające na przykład płukanie gardła wybielaczem jako sposób na zmniejszenie szansy na zarażenie się koronawirusem. Wirus - jeśli nadamy mu jakąś osobowość – testuje nasze zdolności do radzenia sobie ze światem. A im bardziej one były wcześniej nadszarpnięte, tym trudniej jest teraz nam logicznie się zachować. (…)


Dlaczego nasze postrzeganie epidemii zmieniło się od marca [2020 roku – red.]? Bo w marcu mogliśmy obserwować, że dużo ludzi rzuciło się do sklepów i zniknęło mnóstwo podstawowych produktów. Czy to dlatego, że przewidywaliśmy zamknięcie i byliśmy bardziej wyczuleni na to, że w którymś momencie wszyscy zostaniemy objęci izolacją?


To, co się wydarzyło w marcu, jest bardzo ciekawym polem do obserwacji różnego rodzaju zjawisk psychologicznych. Są przynajmniej dwie reguły, które tłumaczyły nasze zachowanie. Jedna z nich to reguła społecznego dowodu słuszności, a druga to reguła niedostępności. Zacznijmy od tej pierwszej. Kiedy mamy do czynienia z sytuacją, w której nie bardzo wiemy jak się zachować (z całą pewnością tak było w marcu, ta sytuacja była niepewna, nie mieliśmy wzorców postępowania) to najlepszym rozwiązaniem z ewolucyjnego punktu widzenia jest zachowywanie się dokładnie w ten sam sposób, jak zachowują się inni ludzie. A zatem, jeśli nie wiemy co robić, robimy to, co robią inni. Kłopot polega na tym, że w tym samym momencie inni zachowują się dokładnie tak samo i niejako napędzamy się w naszym zachowaniu. Przechodząc do przykładu, jeśli wybiera się pani do sklepu i w tymże sklepie widzi pani, że 60 - 70 proc. ludzi, których pani obserwuje, bierze do swojego koszyka dwa wielkie opakowania papieru toaletowego, to choćby nie miała pani głębokiego poczucia, że papier toaletowy jest czymś, co może nas uchronić przed koronawirusem, albo że jest to artykuł absolutnie pierwszej potrzeby i bez papieru toaletowego nie da się przeżyć, to kupi pani więcej papieru toaletowego, bo inni to robią.


Jeżeli na dodatek okaże się (i tu przechodzimy do drugiej reguły), że tego papieru już nie ma albo że są jakieś ostatnie sztuki w tymże sklepie, w którym pani najczęściej robi zakupy, to zgodnie z regułą niedostępności, opisaną przez Roberta Cialdiniego, będziemy przekonani, że ten papier jest niebywale atrakcyjny. Bo jeśli czegoś nie ma, jeśli ludzie to wykupili, to atrakcyjność tego błyskawicznie rośnie. I nawet nie trzeba koronawirusa, wielkich akcji pandemicznych, żeby takie rzeczy się wydarzyły. Wystarczy np. napisać w sklepie, że z powodu nadmiernego zainteresowania cukrem sprzedajemy tylko po 5 kilogramów, żeby zobaczyć, że znacząca część ludzi będzie wkładała do swoich wózków właśnie po 5 kilogramów cukru. Po prostu tak funkcjonujemy, w znaczącej części jesteśmy motywowani lękiem przed tym, że tego nie będzie.


A zatem te pierwsze reakcje, które wykazywaliśmy w połowie marca [2020 roku – red.], były przede wszystkim motywowane takimi procesami społecznymi. Natomiast po pewnym czasie, po kilku tygodniach, po kilku miesiącach, nastąpiło takie zjawisko, które nazywa się w psychologii kapitulacją bodźca, czyli najogólniej rzecz ujmując przyzwyczajeniem się do pewnego elementu i traktowaniem go jako rzeczy stałej, obecnej po prostu w naszym życiu. Czyli przyzwyczailiśmy się do tego, że ten wirus jest gdzieś tam wokół nas, jest stosunkowo daleko, znacząca część z nas pewnie nie ma takich doświadczeń, żeby ktoś z bliskich czy znajomych na tego wirusa zapadł, w związku z tym zaczęliśmy go uważać za jakiś taki element obecny, ale stosunkowo daleki. Kłopot tylko w tym, że jest to po prostu błąd. To, że czegoś nie widać, wcale nie oznacza, że tego nie ma. Nie możemy się zachowywać jak małe dzieci, które zakrywają oczy dłońmi i stwierdzają, że skoro ja czegoś nie widzę, to tego problemu nie ma.


Jak więc to przyzwyczajenie wpłynęło na poszukiwanie informacji na temat koronawirusa. Szukamy ich, czy może jesteśmy znudzeni tematem i nie poszerzamy wiedzy, nie aktualizujemy jej?


Tak naprawdę mamy tutaj do czynienia z dwoma problemami. Pierwszy polega na tym, że przyzwyczajając się do obecności koronawirusa, przestaliśmy szukać informacji na jego temat. Kiedy popatrzy się na wyniki zapytań w Google, sprawdzi się, jak często ludzie zadają w wyszukiwarce Google pytania o Covid-19, to okazuje się, że bardzo wiele takich zapytań obserwowaliśmy w marcu i w kwietniu, ale potem systematycznie one spadały po to, żeby prawie wygasnąć z końcem września. A zatem mamy do czynienia z sytuacją, w której po pewnym początkowym silnym zorientowaniu się na poszukiwaniu informacji, mniej lub bardziej prawdziwych, bo oczywiście w Internecie można znaleźć całą masę niekoniecznie zgodnych z prawdą wiadomości, nadszedł okres, w którym po prostu przestaliśmy się tym interesować.


To jest jedna strona medalu. Druga jest taka, że w naszym kraju mamy jakieś 37 i pół miliona wybitnych specjalistów od koronawirusa. W ciągu kilku miesięcy wszyscy staliśmy się wirusologami, wszyscy staliśmy się specjalistami od zakażeń w populacji zbiorowej itd. Oczywiście chcę podkreślić, że mówię to z bardzo dużą ironią, co oznacza, że zaczęliśmy uważać, że właściwie wszyscy wiemy więcej niż specjaliści, którzy przez całe swoje życie zajmowali się tym problemem. Jest to szalenie niebezpieczne, dlatego, że sytuacja, w której mamy 37 milionów specjalistów od koronawirusa sprawia, że tak naprawdę nikomu już nie wierzymy, albo przynajmniej mamy z tym kłopot.


Trzeba sobie zatem uświadomić, że wirusologia, wakjcynologia, czyli specjalność medycyny zajmująca się szczepieniami, to jest bardzo poważna dziedzina nauki i dobrze by było, gdybyśmy się słuchali specjalistów, a nie nawet głęboko doświadczonej przez życie cioci Krysi.


W takim razie jeszcze ostatnie pytanie. Czy już widać, jak izolacja i w ogóle ta sytuacja, wpłynęła na ludzi?


Przede wszystkim można zauważyć, że najlepiej radzili sobie ze stresem związanym z izolacją, z niepewnością jutra ludzie, którzy mieli dużo rozbudowanych sieci wsparcia społecznego. Wsparcie społeczne to takie pojęcie psychologiczne, które w trochę bardziej skomplikowany sposób wyjaśnia coś, co generalnie wszyscy wiemy. To znaczy: dobrze jest mieć ludzi, na których można polegać. Wsparcie społeczne to po prostu sieć ludzi, o których myślimy, że mogą nam pomóc wtedy, kiedy będziemy potrzebni. A zatem ludzie, którzy w takich sieciach funkcjonują, ludzie, którzy mają przyjaciół, znajomych, którzy się o tych znajomych troszczą, a oni z kolei troszczą się o nich. To są ludzie, którzy radzili sobie z tą sytuacją zdecydowanie najlepiej, bo wiedzieli, że jesteśmy w fizycznej izolacji, powinniśmy ograniczać wyjścia z domu, ale to wcale nie znaczy, że powinienem/ powinnam ograniczyć swoje kontakty z przyjaciółmi. Mam telefon, mam WhatsAppa, Zooma, mam całą masę innych technicznych rozwiązań, które mogą ułatwić mi tego rodzaju kontakt.


Więc, to wiemy z całą pewnością, to ludziom bardzo wyraźnie pomagało. Wsparcie społeczne to był najlepszy bufor, który zabezpieczał przed negatywnymi konsekwencjami pozostawania w izolacji.


Druga kwestia to ta, że ludzie w sytuacji izolacji bardzo często robili wszystko, żeby było jak dawniej. Tzn. przenosili swoje aktywności do sieci, wspólnie oglądali w sieci filmy, grali w różne gry, spotykali się na rodzinnych zjazdach za pomocą właśnie Zooma itd. Próbowaliśmy odtwarzać nasze życie przedpandemiczne w warunkach lockdownu. I to się oczywiście po części udawało, co także sprawiało, że ludzie byli coraz lepiej zabezpieczeni (w takim sensie psychologicznym) przed negatywnymi konsekwencjami pozostawania w zamknięciu.


Warto także podkreślić, że ogromna część z nas (chyba to zresztą dość słuszna taktyka) po prostu traktuje pandemię jak coś, co trzeba przeczekać, jak coś co przyszło, ale sobie pójdzie. Pandemia nie jest stanem, w którym będziemy pozostawali na zawsze. Prędzej czy później sama wygaśnie. Nauczymy się z nią postępować w taki sposób, żeby nie było to dla nas groźne i koniec końców wrócimy do jakiegoś normalnego życia.


To co się wydarzyło po tym pierwszym zluzowaniu lockdownu, czyli to jak ludzie rzucili się na salony fryzjerskie, do restauracji, jak rzucili się na spacery z bliskimi, to był wyraźny sygnał, że my po prostu chcemy wrócić do rzeczywistości przed pandemicznej i prędzej czy później pewnie coś takiego nam się uda.


Rozmowa prof. Tomaszem Grzybem zdeponowana na platformie AZON:
https://zasobynauki.pl/zasoby/psychologiczne-zachowania-w-czasie-pandemii-rozmowa-z-prof-tomaszem-grzybem-z-uniwersytetu-swps,55571/

Galeria